Czesi mają talent do robienia gier. Nexus jest drugim tytułem zrobionym przez naszych południowych sąsiadów, który przyciągnął mnie do siebie na długie godziny; pierwszy, całkowicie odmienny od niego, zdobył uznanie na całym świecie (chodzi mi oczywiście o Mafię) i mam nadzieję, że i obecnie recenzowany przez mnie produkt odniesie podobny sukces, bo jest tego wart. Nexus jest kosmiczną strategią, podobną swym charakterem raczej do Star Trek: Fleet Commander niż do Homeworlda, jednak swym rozmachem bardziej przypominającą tego drugiego. Kim jest Marcus Cromwell? Tym pytaniem zostajemy przywitani w świecie Nexus'a. To pytanie zaprasza nas do poznania fabuły przygotowanej dla nas przez twórców gry. Dawno nie przeczytałem dobrej książki SF, której akcja toczyłaby się w kosmosie (ostatnią była seria "Skoków" Donaldsona, którą skądinąd polecam) i muszę przyznać, że N był dobrym zastępstwem.
Marcus Cromwell staje się naszym alter ego na czas trwania gry (czyli na długo;). To z jego punktu widzenia poznajemy historię podboju kosmosu i w niej uczestniczymy. I o tyle o ile wszystko zaczyna się niezbyt odkrywczo od konfliktu pomiędzy ziemskimi megakorporacjami to wraz z rozwojem akcji robi się coraz ciekawiej (w myśl zasady Hitchcocka - "Ma się zacząć trzęsieniem ziemi, a później napięcie ma stopniowo rosnąć."), nie będę niczego zdradzał by nie psuć Wam przyjemności z samodzielnego poznania. Na zakończenie tego akapitu warto jeszcze wspomnieć o sposobie w jaki serwowane są nam kolejneporcje fabuły - oprócz przerywników filmowych mamy jeszcze rozmowy prowadzone w czasie gry przez głównych bohaterów oraz dziennik Marcusa, który to został zrealizowany naprawdę znakomicie i warto jest poświęcić kilka chwil na jego przeczytanie. Wszystko gra Napisałem, że Nexus jest strategią, nie jest to do końca prawda - przez większość czasu mamy pod swymi rozkazami jedynie jeden okręt przez co te momenty bliższe są raczej symulatorowi niż strategii. Bo oto dostaliśmy możliwość kontrolowania praktycznie każdego podzespołu naszych okrętów (dlatego też wspomniałem wcześniej o ST:FC, a teraz przypomniała mi się jeszcze znakomita gra - I-War; ktoś ją pamięta?) w czasie bitew, co daje nam ogromną liczbę rozwiązań danej misji. Co więcej pomiędzy poszczególnymi etapami sami wybieramy wyposażenie naszej floty (zaczynając od broni a kończąc na bateriach zasilających poszczególne części statków). Gdy atakujemy przeciwnika, wybierając precyzyjny ostrzał, mamy możliwość sprecyzowania naszego celu (broń, systemy pomocnicze, silniki, etc.). Ogrom opcji i możliwości zmusił twórców do wprowadzenia aktywnej pauzy, dzięki której nawet nowicjusze powinni sobie poradzić.To samo jednak wymusiło pewne uproszczenia - nie możemy dowodzić (w sensie znanym chociażby z Homeworlda) myśliwcami, po wydaniu im konkretnego rozkazu (atak, obrona, ucieczka, itp.) steruje nimi sztuczna inteligencja, stojąca na niezłym poziomie (również AI sterujące przeciwnikiem również nie powinno Was zawieźćWink, nie zajmujemy się również ani wydobyciem surowców ani rozwojem naszej bazy (bo jej nie ma), przez co skupiamy się tylko i wyłącznie na wypełnianiu misji (bardzo zróżnicowanych, dzięki czemu na pewno się nie znudzicie). Skoro już wspomniałem o przeciwnikach: jak już wmieszamy się w międzygwiezdną wojnę (to było nieuniknione Razz ), staniemy naprzeciwko kilku ras - Vardragów, Gorgów i Mechanitów (wybaczcie mi spolszczenie tych jakże oryginalnych nazw;). Każda z nich stosuje inną taktykę i korzysta z innego sprzętu. Przeciwko każdej z nich należy obrać inną taktykę. Gra nie nuży, a za to bardzo wciąga (odkrywcze, nieprawdaż?) i to jest jej największa zaleta. A dzieje się tak dzięki jeszcze dwóm (bo o samej rozgrywce i fabule już pisałem) rzeczom. Świetlisty anioł Silnik graficzny, Black Sun, stworzony na potrzeby gry jest naprawdę niesamowity. Statki i wszystkie obiekty są bardzo szczegółowe i to bez sprzętożerności. Nie mam żadnych zarzutów jeśli chodzi o wybuchy i inne efekty świetlne (każdy rodzaj broni laserowej ma swój własny charakterystyczny rodzaj wiązki, strzelającej z odpowiednich działek, wcześniej przez nas zamontowanych, które są obiektami trójwymiarowymi, a nie rozmazanymi teksturami). Początkowa monotoniczność barw (przytłaczających szarością w pierwszych misjach) ustępuje po pewnym czasie, a jej miejsce zastępuję feeria barw związana z większymi bitwami oraz statkami obcych. Miód. Sam miód. (Nie lubisz miodu? Więc może... czekolada?)
Muzyka jest taka jak być powinna, żadnych rewelacji (nie to co w Homeworldzie), ale i tak trzyma wysoki poziom. A jeśli chodzi o inne dźwięki... Aktorzy spisali się świetnie, nic dodać nic ująć. Co mnie śmieszy we wszystkich grach i filmachSF, które przenoszą nas w realia walki w przestrzeni kosmicznej, to pewne ustępstwo, na które idą wszyscy ich twórcy - kosmos to próżnia, więc jak (powiedzcie mi...) mogą się w niej rozchodzić odgłosy wybuchów, strzelania, ryk silników, itd. (no powiedzcie mi...Razz)? No cóż słychać je jednak i są... standardowe, nie przeszkadzają. Zaproszenie Zapraszam Was do świata epickich bitew, świata gdzie liczy się taktyka, a nie przewaga liczebna (ta również, ale w mniejszym stopniu;), zapraszam Was do poznania historii życia Marcusa Cromwella. Zapraszam Was do zapoznania się z grą Nexus: The Jupiter Incident. P.S. Jest jeszcze świetny tryb multiplayer Razz P.S.2 I jest save w dowolnym momencie Razz P. P.S do oceny ujmę to tak - stawiam Nexusa obok Homeworlda, no albo odrobinę niżej, na pewno jednak ponad Homeworldem 2